piątek, 30 grudnia 2016

W morskiej pianie z Le Petit Marseillais testowanie.

Ruszyła kolejna, moja to już chyba czwarta jak dobrze liczę kampania francuskiej marki podbijającej świat. Ja jestem wielką fanką marki Le Petit Marseillais i się z tym nie kryję. Niektórzy uznają, że wynika to z sentymentu jakim ją darzę za kampanie ambasadorskie, ale wiecie co?! Jeśli jakaś marka jest tak pewna swoich produktów, żeby je rozsyłać do klientek na przetestowanie i dba o nie przez cały czas wprowadzając coś nowego, utrzymując taką jakość produktów, to ja ten sentyment przerzucę na wszystkie swoje koleżanki. Ja już naprawdę wszystkie ich produkty dostępne w Polsce przetestowałam, a nawet kilka z zagranicy sprowadziłam i to zdecydowanie jest marka numer jeden jeśli chodzi o pielęgnację pod prysznicem, w wannie czy o nawilżanie bardzo suchej skóry. Cena do jakości bije na głowę wszystkie kosmetyki jakie znam, ale do rzeczy.

Tuż przed świętami, zapukał do mnie pan Łukasz, (to mój kurier, który jest u mnie przynajmniej raz w tygodniu, a teraz zobaczyłam go po raz pierwszy, bo zazwyczaj moje paczki odbierali sąsiedzi :)) z paczką kosmetyków nowej morskiej serii. Słynny brązowy karton z logo marki (który służy mi do wszystkiego od kosmetyczki, po kasetkę na biżuterię do pudełka na bieliznę, taki jest fajny) skrywał krem do mycia z algami morskimi i białą glinką oraz balsam do ciała z algami i oligoelementami ( też nie wiedziałam co to, otóż; Oligoelementy są dobroczynną kombinacją składników aktywnych wydobywanych z dna morza. Te pierwiastki śladowe, a dokładnie miedź, cynk, żelazo, kobalt, jod i magnez, odpowiedzialne są między innymi za prawidłowe funkcjonowanie skóry. Każdy pierwiastek w inny sposób ją pielęgnuje np. cynk przyspiesza regenerację skóry, magnez łagodzi podrażnienia, a miedź pozwala zachować młody wygląd skóry. Oligoelementy kompleksowo dbają o komórki naskórka - odżywiają je i silnie regenerują.) oczywiście list dla ambasadorek i książeczka z sekretami ;). 
Tak więc wieczór spędziłam w morskiej pianie z kremem do mycia i ulubioną gąbką czerwonym misiem z bierdonki. Pierwsze co warto powiedzieć, to że kosmetyk ten z jakiegoś powodu nazwano kremem, a nie żelem a tym powodem jest jego konsystencja. Jest gęsty biały i nakłada się go jak krem, takie też ma działanie, bardzo skutecznie nawilża. Ja jestem stworzeniem ciepłolubnym, a moje kąpiele to zaparowana łazienka i bywało, że sucha skóra, ale to się skończyło kiedy poznałam balsamy, olejki i kremy do mycia od marki, wszystkie są jednakowo dobre. Nawilżają, świetnie się wchłaniają, pienią, łatwo spłukują i pozostawiają na skórze różne "wykończenia" coś jak satynowe, czy jedwabne "poświaty".
 Różnica między nimi polega jednak na zapachu, a nowa seria to totalna nowość i zaskoczenie. Do tej pory marka przyzwyczaiła nas głównie do zapachów "jadanych", orzechy, miód, malina, cytryna, brzoskwinia czy kwiatowych jak lawenda, piwonia, kwiat pomarańczy, a tu nagle zapach morza! Nie jakiegoś tam morza tylko takiego, nad którym rozkłada się leżak i spędza cały dzień oddychając pełną piersią. Takiego morza zaraz po deszczu, świeżego jak morska bryza, pełnego jodu i dającego kopa jak kostka lodu za koszulką. Mnie zaskoczył pozytywnie i chyba zmienię upodobania z wanny wieczorem na prysznic rano, chociaż w wannie z tym produktem czułam się jak wodna nimfa nawet miałam syrenie paznokcie :D
Balsam ma ten sam zapach, jest więc doskonałym wykończeniem dla domowego spa. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustych plam, więc świetnie wpasuje się w plan porannego prysznica przed pracą. Jest lekki i nie podrażnia nawet popękanych od nienoszenia rękawiczek dłoni. Niestety trzeba go chować przed siostrami, bo moje jak w święta się do niego dorwały to po nowym roku muszę kupić następny, mimo że jest naprawdę bardzo wydajny. Jakość jak zwykle w przypadku Le Petit Marseillais, na poziomie francuskich kosmetyków z dość wysokiej półki, nie mówię tu o najwyższej bo do tej, ja 30-tka ze średniej klasy nie sięgam, gdyż nie należę do 1% najbogatszych ludzi na świecie (jeszcze... znacie może jakiegoś bogatego milionera który szuka uroczej żony :D).

Dobra, podsumowując, nowy rok, nowa zaskakująca seria, nie tylko dla Was dziewczyny ale i dla waszych facetów, niech i oni staną się morskimi nimfami, czy trytonami czy jak to się tam zwie. Ja jestem bardzo na tak i z pewnością uzupełnię serię o dwa pozostałe kosmetyki.
ps. mam nadzieję, że w następnej kampanii też weźmiecie udział... warto :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz