piątek, 6 stycznia 2017

Słodkiego miłego życia... - Trzech Czekoladowych Króli wśród pralinek.


Z okazji święta Trzech Króli test trzech pralinek czekoladowych, Kinder Schoko-Bons, Lindt Lindor i Mister Choc Misie. Każda inna, każda wyjątkowa i idealna na świąteczne dogadzanie ;)

Na pierwszy ogień, a raczej gryz idzie niemiecka pralinka Mister Choc z Lidla, kupiłam ją właśnie w celu porównania jej do dwóch pozostałych. Zapowiadała się całkiem smacznie, dostępna jest w trzech smakach; mleczne, tofii i owoce leśne, po te ostatnie sięgnełam. W głowie miałam smak pomiędzy lodami jagodowymi a jogurtem owocowym, co wydawało się fajną odmianą przy mlecznych Kinderkach i czekoladowych Lindorkach. Po pierwsze, jeśli chodzi o wielkość i pierwsze wrażenia, są one wielkości pośredniej, ale mają fajny kształt misia, są w mlecznej czekoladzie i to sprawia, że są bardzo słodkie. Nadzienie ma kolor malinowy i nie przypomina ani lodów ani jogurtu, to raczej coś po środku, no i "szeleści między zębami. To chyba przez te "kulki smakowe", troche ciemniejsze plamki w nadzieniu. Jak dla mnie nie mają w sobie tego intensywnie mlecznego smaku, który dla mnie jest wyznacznikiem przy szukaniu najlepszej pralinki, ale za to zdecydowanie są najtańsze z tych które dziś omawiamy, więc na pewno skuszę się na pozostałe żeby sprawdzić jak to z nimi będzie.

Drugie będą Schoko-Bonsy, każdy kojarzy pewnie reklamę tego wielkiego cukierka co oszukuje żeby wygrać w gorące krzesła?! Wiecie co? Ja też dała bym się skusić. Cukierki w kształcie jajek, kryją grubą warstwę czekolady i mleczne nadzienie z nutką wanili jak sądze i małymi kawałkami orzeszków. Nie szeleści jednak między zębami jak poprzednie nadzienie a raczej jest do chrupania. Dla mnie naprawdę genialna sprawa, Mleczna czekolada charakterystyczna dla Kinder, szybko się rozpływa, potem jest kremowe nadzienie, przywodzące na myśl smak dzieciństwa (mojego, bo nie wiem czy wam też ktoś pierwsze Kinderki z Niemiec na święta przywoził), a na końcu jeszcze przez chwilę dla utrzymania smaku chrupię się malutkie kawałki orzeszków. Ja osobiście uwielbiam te cukierki i o ile nie jem zbyt wiele czekolady na raz ( to już chyba starość) to całą paczkę tych cukierków zjeść potrafię. Nie są one jednak zbyt tanie, no ale cóż, czego się nie robi dla odrobiny przyjemności :D

Numer trzy, dla mnie numer jeden, najdroższe, największe, najczekoladowsze (wiem że nie ma takiego słowa ale w moim słowniku już jest) i najsmaczniejsze. Jak to mówi ich reklama... (pierwsza chyba, która nie kłamie, bo to że świstak siedzi i zawije je w te sreberka, w dobie mechanizacji jakieś wątpliwe...) czekoladowe arcydzieła stworzone przez Maître Chocolatier LINDT. Jak dla mnie czekoladowa rewelacja, 100% czekolady w czekoladzie, mlecznej oczywiście. Chrupka czekolada, i kremowe czekoladowe nadzienie, które rozlewa się na języku pod wpływem ciepła sprawia, że i ja się rozpływam. Jest jednak tak słodkie że jedna czekoladowa bomba zdecydowanie zaspokaja czekoladowe "coś bym zjadła". Otoczka z czekolady nie jest tak gruba jak w Schoko-Bons, ale pozostaje grupka (nie mylić z chrupiąca, to nie orzeszki), obstawiam, że gdyby była tabliczką czekolady słychać by było pękanie. Nadzieje jest kremowe i wypełnia prawie całą pralinkę, nie różni się kolorem od zewnętrznej czekolady ale jest tak słodkie, że czuć je całym podniebieniem, co raczej szybo zaspokaja nasze apetyty. Prawda jest jednak taka, że to szwajcarskie cudo i jak szwajcarskie zegarki jest idealnie... drogie. Na Polskie realia to raczej rarytas z najwyższej półki, niewiele znam osób, które do kawki zajadają się tymi czekoladkami, ale jak to mówią, za luksus trzeba płacić, bo inaczej przestaje być luksusem.

W tym zestawieniu mogło by się znaleźć jeszcze kilka cukierkowych rewelacji, jak Deserki Wedla, Ferrero Rocher i wszystkie inne jakie przyszły Wam do głowy, ale mamy święto Trzech Króli i trzy cukierki mi w zupełności wystarczą, o reszcie możemy podyskutować pod postem w komentarzach, chętnie posłucham waszych uwag i spostrzeżeń, a nawet sugestii i może w przyszłości jeszcze zrobię podobne testy. Miałam wam jeszcze rozebrać złotego misia od Lindt, ale żeby się za słodko nie zrobiło to w kolejnym wpisie go zjemy...

Tak więc kochani, dziś życzę Wam ... Słodkiego, miłego, życia! Jest tyle pralin do zdobycia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz