środa, 26 kwietnia 2017

Depilacja która nie boli! Teraz to możliwe!

Dawno mnie nie było, ale dużo się wydarzyło, wzięłam udział w wyjątkowym teście, odkryłam technologiczny cud, zaprojektowany z myślą o kobietach takich jak My! Wyrzuciłam do śmieci wszystkie moje maszynki, która podrażniały skóre i sprawiały że odrastające włoski kuły, nie tylko w oczy :D Depilator wylądował na samym dnie szafy i zbiera kurz, koniec z bólem, czerwonymi krostkami, czy wrastającymi włoskami! Naprawdę istnieje depilacja bezbolesna i w dodatku bardziej trwała niż ta woskiem, depilatorem czy czego wy tam używałyście. Początkowo sceptycznie nastawiona, no bo co tam jakiś błysk światła którego nawet nie czuje może zdziałać, dziś zakochana bez pamięci jak w moim ekspresie do kawy. Philips Lumea Prestige BRI956, bo to o nim dziś będzie mowa, okazał się czymś więcej niż spełnianiem marzeń. Już możecie mi zazdrościć, albo zainwestować w niego bo warto!!!
Urządzenie jest zapakowane z zgrabne pudełeczko, które kryje w sobie poręczne urządzenie, trzy dodatkowe nakładki, kosmetyczkę, szmatkę instrukcję obsługi i dość sporą ładowarkę. Po rozpakowaniu, pudełko idzie w kont, bo w bardzo porządnej kosmetyczce z przegródkami mieści się wszystko.


Samo urządzenie jest lżejsze niż się początkowo wydaje, jest bardzo poręczne i spokojnie można go używać z pomocą jednej ręki, drugą robić makijaż, albo układać włosy, mi się udawało :D Nie ma powodu do strachu, że się "pstryknie" gdzieś obok, bo jest zabezpieczenie od przypadkowych blasków. Urządzenie ma też funkcję, która sama dopasowuje intensywność depilacji, można ją oczywiście w dowolny sposób zmniejszać i zwiększać, bo jest 5 poziomów. Więcej o samym użyciu zobaczcie na moim filmiku:

Użycie Philips Lumea.

Jeśli chodzi o działanie, to rewelacja jest zbyt małym słowem. Naprawdę zaskoczył mnie efekt! Choć po pierwszych dwóch użyciach, byłam przekonana, że to pic na wodę i fotomontaż, to przed 4 zastosowaniem zdałam sobie sprawę, że ja nie muszę się już pozbywać włosków przed naświetlaniem, bo po prostu zostało ich tak niewiele. Najbardziej widać to pod pachami i w okolicach bikini. Dla mnie efekt jest na milion procent satysfakcjonujący! Wydaje wam się że cena w okolicach 2500 zł to dużo? Taki zabieg u kosmetyczki kosztuje od 200 - 1000 zł na jedną partię a sesje trzeba powtarzać minimum 3 razy. więc już po 3 zabiegach na pachy macie w kieszeni 500 zł i kilka tysięcy na wszystkich pozostałych partiach zaoszczędzone. Wiem, że nie u wszystkich takie zabiegi u kosmetyczki przynosiły takie efekty, jak Philips Lumea u mnie na wszystkich partiach! Jedyny minus o którym muszę wspomnieć, to że, nie działa on na jasnych włosach! Z ciekawości musiałam to sprawdzić na swoim super jasnym meszku na twarzy i tu niestety pozostaje mi tylko wosk :(

Jednak moje idealnie gładkie bikini, zainspirowało mnie do spakowania walizki i wyruszenia na Kretę, więc wypatrujcie już niedługo recenzji biura podróży i zdjęć ze słonecznej Grecji :D

wtorek, 14 marca 2017

Smak(i)Ja - #zakochaniwsmaku

Dziś szybko, krótko i na temat, o kończącym się projekcie TRND Polska oraz Zott Smakija. Udało mi się w końcu dostać, ostatnią partię, której szukałam dość długo, nie rozumiem czemu, jest taki problem z kupieniem wszystkich smaków tej pysznej przekąski. Nie udało mi się w ogóle nigdzie dostać czekoladowej i cynamonowej i naprawdę chciałabym ich spróbować, pozostałe jednak kupiłam, a śmietankowej się naprawdę zakochałam.
Ogólnie lubię kaszkę na mleku, ale nie jakieś tam sztuczne i rzadkie jak na wodzie, tylko takie prawdziwe gęste na mleku. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie więc Smakija, bo ich kaszki są tak gęste, że można je jeść widelcem! Owocowe dodatki są jak drzemy i przeciery domowej roboty, smakuje po prostu domowo. Ja jednak zakochałam się w śmietankowej, którą mogę jeść trzy razy dziennie, jest naprawdę idealna, odpowiednio słodka, gęsta i baaardzo śmietankowa. Ogólnie warto po nie sięgnąć, jeśli je znajdziecie! Kaszka na mleku to zdecydowanie dobry pomysł na deser, drugie śniadanie, czy przekąskę w środku dnia - i mój sposób na wyeliminowanie czekolady od której byłam mocno uzależniona :D
Zapraszam Was też na stronę https://www.trnd.com/pl/ gdzie sami możecie testować produkty takie jak ten i wiele innych. 

niedziela, 12 marca 2017

Liczy się Prosty Skład - naturalnie

Dziś nie tylko o kosmetykach, ale też miejscu gdzie można je kupić. Śrem to małe miasto i choć szybko się rozwija i pojawia się tu coraz więcej ciekawych miejsc, jak na przykład najlepsze w Polsce restauracje, ekstremalnie fajne escape roomy, to pod względem kosmetyków, wciąż daleko nam do dużych miast. Mamy oczywiście Rossmanna, a nawet dwa, kilka osiedlowych drogerii, ale od niedawna mamy też fajny sklepik z naturalnymi i ręcznie robionymi kosmetykami. Trafiłam tam całkiem nieplanowanie w poszukiwaniu dobrego olejku do kąpieli. oczywiście znalazłam bardzo dobry, ale trafiłam też na inny skarb do pielęgnacji.
Zacznijmy jednak od miejsca, czyli mały sklepik gdzie mieszczą się może ze trzy osoby, stawia pierwsze kroki na naszym podwórku, w środku mnóstwo ciekawych i godnych uwagi rzeczy i kilka słynnych marek jak Vianek czy Yankee, ale też wiele mniej kojarzonych jak Stara Mydlarnia czy EO Laboratorie. Mydełka na wagę, olejki, świeczki, szampony to tylko niektóre rzeczy, które można tam znaleźć, a z pewnością każdy trafi na coś dla siebie, przy czym ceny również pozytywnie was zaskoczą. Ja znalazłam tam trzy produkty, które moim zdaniem godne są polecenia.
Pierwszy, najważniejszy, najlepszy i mój nowy Must Have to krem/maska do rąk EO Laboratorie z avocado. 98,5% naturalnych składników czyli organiczny olej avocado, proteiny kaszmiru, olej pistacjowy i prowitamina B5 - to prosty i naprawdę skuteczny skład kremu. Moje ręce nigdy wcześniej nie były tak odżywione i nawilżone w tak szybkim tempie. Krem wchłania się niemal błyskawicznie a przez długie godziny ma się wrażenie, jakby dopiero co się je smarowało, przy czym nie zostawia tłustego filtra na skórze, tylko ją nawilża i to głęboko. Moje suche kostki, pękająca po zimie skóra na rękach, teraz nagle wygląda, jakbym codziennie stosowała zabiegi kosmetyczne na ręce. Z każdą chwilą jest gładsza, wydaje się młodsza, jest po prostu świetnie odżywiona, musicie sami spróbować, tym bardziej, że to wydatek zaledwie około 13 zł.


Druga rzecz która mnie zauroczyła to puder do kąpieli, sprzedawany na wagę, sprawia, że skóra jest nawilżona jak po użyciu oliwki, przy czym nie osiada na wannie. Woda staje się jakby mleczna i czuje się jak Kleopatra, ona również kąpała się w mieszankach z naturalnych składników, co prawda te są trochę bardziej wymyśle, jak na przykład olejek arganowy, ale koncepcja ta sama.
Ostatni to olejek do kąpieli w uroczej buteleczce, wybrałam malinowy, nie jest słodki tylko pachnie jak owoc zerwany prosto z krzaczka. Buteleczka za około 20 zł mi wystarczyła na 10 kąpieli, ponieważ jest bardzo wydajny, na prawdę niewiele trzeba by kąpiel była przyjemnością. Po wyjściu z wanny nie używam już balsamu, ani żadnych środków nawilżających, bo skóra zatrzymuje wodę, staje się gładka i o wiele lepiej odżywiona niż przy użyciu jakichkolwiek kremów.
To są tylko trzy produkty, które tam znalazłam, ale przy każdej kolejnej wizycie planuję testować coś nowego, wam również polecam wycieczkę i znalezienie czegoś dla siebie, a także spróbowanie tego genialnego kremu maski do rąk, za nią ręczę. Fajne miejsce i naprawdę warto się otworzyć na nawet rzeczy, tym bardziej, że ceny są naprawdę przystępne dla małomiasteczkowych portfeli, zwykłych dziewczyn jak ja. Też kiedyś wahałam się przed wchodzeniem do takich miejsc, bo ceny, bo naturalne to nie dobra, bo się nie znam, ale to wszystko nie prawda, przekonajcie się same że przy dobrej obsłudze i chwili w takim miejscu, pokochacie naturę, która już tysiąclecia temu dbała o najważniejsze i najpiękniejsze kobiety świata.

sobota, 18 lutego 2017

Dziś zdradzę Wam sekretny rytuał pielęgnacji znad morza śródziemnego!!!

Nie żartuje, naprawdę znam taki sekret i wiecie co? Każdy z Was go pozna i może, a właściwie powinien, spróbować go w swojej codziennej pielęgnacji. Tak codziennej! Jest na wyciągnięcie ręki, choć pochodzi, z wydawać by się mogło, odległego zakątka, gdzie króluje błękit i gdzie znaleźć można prawdziwe skarby. Takie skarby, możecie mieć u siebie w domu, nazywają się algi morskie i specjalnie dla was, wyłowiła je, moja ulubiona marka Le Petit Marseillais, zamknęła je w cudownych niebieskich opakowaniach i oddaje w wasze ręce. Wcześniej już wam wspominałam, o tym jak dotarła do mnie, przed świętami, cudowna paczuszka dziś opowiem Wam trochę więcej, o całej serii, bo jest ona wyjątkowa i stała się moją ulubioną, głównie przez piękny zapach. Przywodzi na myśl piękne Lazurowe Wybrzeże we Francji cudowną Prowansję, wymarzone wakacje na Santorini, czy cudowne plaże Hiszpanii, po prostu morski czar. 


W serii Rytuał Morskiej Pielęgnacji mamy cztery produkty, Pielęgnujący Żel Do Mycia - Odżywienie, Mleczko Do Ciała - Nawilżenie, Pielęgnującego Kremu Do Mycia - Nawilżenie, Balsam Do Ciała - Odżywienie,  tak więc wszystko to czego nasza skóra potrzebuje, by być wiecznie młoda i piękna, odżywienie i nawilżenie w różnych wariantach do wyboru, ja się nie mogłam zdecydować i spróbowałam wszystkich. Jak przystało na kultową już francuską markę, pielęgnacja jest na najwyższym poziomie, sięgającym ponad czubek wieżę Eiffela, nie podrażnia, świetnie myje, doskonale nawilża, mocno odżywia zarówno pod prysznicem jak i później, no i cudownie pachnie jak przystało na Marsylskie krainy pełne piękna. Każdy z tych kosmetyków, to oddzielny temat, specjalnie dobrane składniki, wyjątkowe dodatki, fajne opakowania, no i oczywiście wyjątkowa pielęgnacja skóry. 
Pielęgnujący Żel Do Mycia Le Petit Marseillais Odświeżenie. To nie algi morskie: listownica palczysta (taki rzadki glon, co wygląda jak długie palce) i ulwa morska (to też glon, ale wygląda jak sałata, serio!), oba są źródłem peptydów czyli tego aminokwasu co regeneruje naskórek. Oprócz tych morskich roślinek, w żelu jest mnóstwo minerałów morskich i wody morskiej. Po prostu kawałeczek morza, zamknięty w niebieskim opakowaniu, idealny do porannego prysznica!
Alternatywą jest Pielęgnujący Krem Do Mycia Le Petit Marseillais, w którym algi uzupełnione są, wydobywaną z grot morskich białą glinką, zawierającą krzem (to taki pierwiastek, który się na wszystko zgadza po francusku Si! występuje w formie takich fajnych kamyczków) i dzięki temu poprawia kondycję skóry i wzmacnia naskórek. No i ten morski zapach, to właśnie ten krem mnie w sobie rozkochał i gdziekolwiek jadę mam go ze sobą, idealny rano i wieczorem, po prostu musicie spróbować!
Po prysznicu trzeba się trochę nawilżyć, bo choć żel i krem działają odżywczo, to dla wzmocnienia efektu warto użyć Mleczko Do Ciała. Jest kremowy, delikatny, szybko się wchłania w łatwo rozprowadza, no i ma fajne opakowanie z pompką, więc jest wygodny. W składzie obok morskich roślinek czyniących cuda (które zawierają kwas alginowy, laminaryna oraz agar) i zostawiają na skórze taką niewidzialną jedwabną warstwę,  mamy minerały morskie (sód, magnez i potas- te znacie nie będę tłumaczyć), razem działają silnie odżywiająco. Pielęgnacja, połączona z pięknym zapachem, to kolejny element tego śródziemnomorskiego rytuału. 
Tutaj również mamy alternatywę, a właściwie, jak dla mnie, idealne wykończenie, dla tego sekretu, który z taką radochą zdradziłam. Balsam zawiera to co wszystkie kosmetyki z serii czyli algi, wodę morską, minerały ale ma też Oligoelementy ( pisałam o nich wcześniej, to kombinacją składników aktywnych, wydobywanych z dna morza. Te pierwiastki śladowe, a dokładnie miedź, cynk, żelazo, kobalt, jod i magnez, odpowiedzialne są między innymi za prawidłowe funkcjonowanie skóry. Każdy pierwiastek w inny sposób ją pielęgnuje np. cynk przyspiesza regenerację skóry, magnez łagodzi podrażnienia, a miedź pozwala zachować młody wygląd skóry.) Oligoelementy kompleksowo dbają o komórki naskórka - odżywiają je i silnie regenerują. No i ten pociągający zapach jest słodko - słony, uwodzi każdego jak morska bryza. 
Teraz znacie moją tajemnice, dobrego humoru i pięknej skóry, którą możecie kupić w każdej drogerii, a teraz w promocji w Rossmannie! Ja uwielbiam zasypiać, otoczona tym cudnym zapachem, wyobrażając sobie, że jestem na jakieś egzotycznej plaży, to dodaje mi energii i poprawia nastrój, rano wstaję i po prysznicu, znów mam energię, żeby gonić marzenia! Egzotyczna pielęgnacja, morska bryza, piękna skóra i przystępna cena, to są składniki skarbu śródziemnomorskiego, który wykorzystajcie, żeby być szczęśliwym we własnym domu.
Ja się zakochałam i polecam #ambasadorkalpm
Po wiecej info wbijajcie na ambasadorkalpm.pl

Upolowane w... Biedronce! - Makaroniki

Wszyscy wiedzą gdzie jest najbliższa Biedronka, wszyscy choć raz robili tam zakupy i każdy znajdzie tam coś dla siebie. Oprócz standardowych produktów, często pojawiają się tam akcje tematyczne, a wraz z nimi ciekawe produkty, dlatego właśnie postanowiłam wprowadzić na bloga nową serię, Upolowane w.... Będę wam opowiadać o fajnych i ciekawych rzeczach które można kupić w Biedronce, Lidlu czy innych sklepach, a które sama z kupuję z ciekawości. Dziś na widelec idą słynne francuskie ciasteczka makaroniki, dostępne podczas tygodnia francuskiego czyli do 26 lutego, macie więc jeszcze czas, a warto. 
Ogólnie są to ciastka dość drogie, zarówno gotowe jak i wykonane w domu, a wszystko przez poziom trudności w ich wykonaniu, no i koszty składników, szczególnie migdałów, które są ich podstawą. Przeciętnie jedno ciastko kosztuje 5 zł, nie wszędzie jednak można je kupić, zazwyczaj są to specjalne sklepiki w centrach handlowych czy profesjonalnych cukierniach. Ostatnio pojawiły się w Lidlu, pakowane po 12 sztuk za ok 14 zł, w dwóch różnych wariantach, klasyczne i tropikalne, są głęboko mrożone i przed konsumpcją trzeba je rozmrozić i szybko zjeść, bo się rozpływają. Jak każda mrożonka tracą trochę na smaku. 
Te z Biedronki pakowane są po 4 sztuki, w jednym smaku, więc miałam problem zdecydować się czy spróbować nietypowego melona czy maliny, zdecydowałam się na klasykę. Makaroniki są bardzo lekkie i rozpływają się w ustach, czuć ich chrupkość i ciastko jest naprawdę konkretne, jak w prawdziwym sklepie z makaronami. Ciasteczko to tak naprawdę mączka migdałowa i jajka, plus dowolny dodatek który nada im smaku, w tym przypadku są to maliny, ale każdy smak który właśnie przyszedł ci do głowy możesz stworzyć. Nadzienie w kupionych jest naprawdę wyraziste, w formie płynnej galaretki, nie jest kremowe tylko owocowe, jak dla mnie o wiele lepsze niż te z Lidla, choć je też lubię. Nadzienie to kolejny milion opcji, od sorbetów, bo kremy śmietanowe, kto co lubi i jak chce je łączyć, te Biedronkowe są jednym z lepszych wyborów
Niecałe 2 zł za ciastko to przystępna cena, dla miłośników prawdziwych słodyczy. Jeśli ktoś jeszcze nie próbował tych ciastek, (które nie są robione z makaronu jak niektórzy myślą ;D), nie ma szansy ich upolować w jakimś centrum handlowym, to znakomita okazja na spróbowanie czegoś nowego. Poznacie ich smak, a potem możesz wybierać w nieskończonej palecie smaków, kolorów i kombinacji, bo te ciastka to istna tęcza możliwości, można je dostać chyba w każdym smaku i kolorze, a możliwości ich łączenia jest nieskończenie wiele. Ja mam nadzieję, że staną się one w Polsce tak popularne, że będzie można dostać je wszędzie, nawet w Śremie. 


Optima(lne) smarowanie na śniadanie.

Od jakiegoś czasu testuje z serwisem Streetcom.pl margarynę funkcjonalną Optima Cardio Potas+ i dziś postanowiłam się z Wami podzielić swoimi wrażeniami i informacjami o tym "wynalazku". 
Po pierwsze warto wiedzieć, że produkty funkcjonalne zawierają sterole roślinne, pomagające obniżyć poziom cholesterolu, ale margaryna, którą ja testuje ma dodatkowo potas, pomagający utrzymać prawidłowe ciśnienie krwi. Więc skoro i tak co dzień używamy margaryny czy masła do kanapek, to dlaczego nie zadbać przy tym o zdrowie?!
Optima Cardio Potas+ nie zawiera soli, ma 60% tłuszczu i nadaje się zarówno do kanapek jak i stosowania na ciepło. W tym miejscu podzielę się z wami ciekawym przepisem na placuszki jaglano-bananowe, jak dla mnie rewelacja na niedzielne śniadanie. potrzebujecie 1/3 szklanki koszy jaglanej, dużego banana, 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej, 1/2 łyżeczki kurkumy, 3 łyżki razowej mąki przennej, 1 łyżka Optimy Cardio Potas+. Kasze prażymy do uzyskania orzechowego aromatu, na sicie o gęstych oczkach płuczemy wodą, wrzucamy do garnka zalewamy szklanką wody, gotujemy aż kasza wchłonie cała wodę, potem chłodne mieszamy z bananem dodajemy sodę, kurkumę, 3 łyżki mąki. Margarynę rozgrzewamy na patelni i na niej smażymy placuszki. Najlepiej je podawać z jogurtem naturalnym i owocami. http://optymalnewybory.pl/przepisy/ a tu macie inne fajne przepisy.
Ja powiem wam tyle, że dla mnie ta margaryna jest bardzo smaczna, łatwo się nią smaruje kanapki, i nie jest wodnista na patelni. Przekonuje mnie też fakt że już po 2-3 tygodniach spożywania 1,5-2,4 g. steroli roślinnych obniża nam się cholesterol o 7-10%, a możecie mi wierzyć lub nie ale mam z tym problem. Dowiedziałam się też trochę o Potasie, który reguluje napięcie mięśni, ciśnienie krwi, prace nerek i rytmu serca, czyli dotlenia mózg poprawiając koncentrację, no i pomaga w transporcie składników odżywczych do komórek. Jeśli to wszystko zyskam smarując kanapki do pracy Optimą Cardio Potas+ zamiast zwykłą margaryną czy masłem, to jasne, że będę ją stosować nawet po zakończeniu testu. Choć moja marudna siostra twierdzi, że jej nie smakuje to kiedy jej zrobiłam kanapki, zajadała się nimi z zadowoleniem. Jajecznica też jest jakby smaczniejsza, kiedy wiem że ma dobre działania dla serduszka i cholesterolu.
Cieszę się, że mogłam wziąć udział w tym teście, bo pewnie nigdy nie zwróciła bym na nią uwagi, a teraz sądzę, że funkcjonalność tej margaryny jest dla mnie bardzo pozytywnym rozwiązaniem. Polecam. 

niedziela, 29 stycznia 2017

Na sucho przeciw wysuszaniu!

Farbowanie, suszenie, prostowanie, kręcenie, tapirowanie, lakier, słońce i mróz to tylko kilka grzechów jakie popełniamy na naszych włosach, a co robimy żeby o nie zadbać? Niestety z tego co słyszę wśród znajomych często niewiele. Od razu mówię, że mycie włosów to nie pielęgnacja, niezależnie czy robisz to codziennie czy dwa razy w tygodniu i czy używasz do tego szamponu z sieciówki czy tego drogiego z reklamy z odżywką, pielęgnacja zaczyna się gdy oprócz tego używasz dodatkowo odżywki, maseczki, serum, olejku czy choćby jedwabiu. Dziś opowiem wam o trzech sposobach pielęgnacji na suche włosy.
Ostatnio dałam moim włosom nieźle do wiwatu, od dekoloryzacji, farbowanie, rozjaśniania po prostowanie i kręcenie, przez co stały się suche, łamliwe i zaczęły się puszyć. Dwa lata temu uratował je zabieg Pro Fiber, którego efekty utrzymywały się prawie przez rok, ale cena troszkę przerasta kieszeń zwyczajnej dziewczyny z małego miasta, więc zaczęłam szukać czegoś w zamian do domowej pielęgnacji, oprócz tych fajnych szamponów, używam odżywek i maseczek, które spłukuję i choć są skuteczne i naprawdę odżywają to kiedy jednak włosy wyschną efekt końcowy nie jest zadowalający. Nie lubię kiedy moje włosy wyglądają jak siano więc znalazłam sposób, żeby codziennie wyglądały świeżo i lekko jak po wizycie u fryzjera, bo w pielęgnacji nie chodzi o obciążanie, tylko o odżywianie. Tak więc moje trzy sposoby to Dwufazowy eliksir, Aksamitny krem i Olejek odbudowujący.
Dwufazowy eliksir od L'oreal dostałam w zeszłym roku do przetestowania z wizaz.pl i już ze mną została. To bardzo lekka odżywka, którą rozpyla się jak spray jest połączeniem bezbarwnego olejku i tajemniczej różowej wody, które trzeba zmieszać przed zastosowaniem, zależnie od potrzeb możemy użyć jej troszkę lub troszkę więcej :D Po wyprostowaniu wystarczy raz czy dwa psiknąć na końcówki, ale żeby utrzymać w ryzach loki przyda się parę razy w trakcie układania. Włosy łatwo się rozczesują i mają zdrowy połysk wyglądają naprawdę zdrowo. Idealny do codziennego stosowania.
Aksamitny krem nawilżający Pantene to wyższy poziom pielęgnacji, używam go tylko raz dzień po umyciu włosów, jedna czy dwie pompki na końcówki w ten sposób wyglądają jakby własnie były podcinane, są równe i włosy wyglądają na gładkie, są nawilżone, ale nie tłuste, nie ma śladu elektryzowania i odstających pojedynczych krótszych włosów. Wyglądają jak te u telewizyjnych gwiazd i celebrytek, jakby układało się je cały dzień. 
Olejek a właściwie Eliksir odbudowujący od L'oreal to najwyższy, najintensywniejszy i najskuteczniejszy sposób na spalone koloryzacją, rozjaśnieniem, prostowaniem czy suszeniem końcówki. Zamiast je ścinać warto zainwestować w "Magiczną moc olejków". Przeciwdziała rozdwajaniu, odbudowuje i nadaje blasku nawet tzw. "patyczkowym końcówką" które łamią się niemiłosiernie. Ja z moich ciemnych włosów zeszłam do prawie siwych końcówek podczas ostatniej koloryzacji sombre i jak łatwo się domyślić, końcówki stały się sztywne, matowe i jakby szeleszczące. Olejek nie nadaje się do nakładania na całe włosy, choć zapach kusi by to zrobić, jednak tylko końcówki które są naprawdę zniszczone będą wyglądać bosko po jego zastosowaniu. Stają się gładkie, pod palcami nie da się wyczuć żadnych nierówności, błyszczą i stanowią jedną idealnie spasowaną całość. Dla mnie okazał się niezwykłym odkryciem i prawdziwym ratunkiem.
Z taką pielęgnacją moje włosy codziennie wyglądają jakby własnie przeszły zabieg pielęgnacji w prestiżowym salonie i z pewnością nie jedna kobietka może mi pozazdrości, długich pięknych włosów, zawsze idealnie ułożonych i lśniący, a zarazem lekkich i bardzo naturalnych. Wy też zadbajcie o swoje włosy dziewczyny, bo to wasza najpiękniejsza ozdoba.